23:53 Odcinek 042

Dlaczego klienci wchodzą i wychodzą? Poznaj 5 podstawowych błędów

Wdrożenie sklepu internetowego to dopiero początek drogi do osiągania sukcesów biznesowych. Niestety wiele firm tego celu nigdy nie osiąga, a potem mówią, że „e-Commerce nie jest dla nich”.

Często okazuje się, że wyeliminowanie podstawowych problemów ze sklepem internetowym znacząco poprawia wrażenia klientów. W tym odcinku poruszam 5 błędów, które utrudniają zakup, zanim w ogóle użytkownik rozpocznie wnikliwe przeglądanie oferty.

Listen to „042 – Dlaczego klienci wchodzą i wychodzą? Poznaj 5 podstawowych błędów” on Spreaker.

Dodatkowe materiały

Jeśli chcesz pogłębić z tego odcinka, warto zajrzeć jeszcze tutaj:

  1. Najnowsza edycja raportu „Omni-commerce. Kupuję wygodnie 2021” autorstwa Izby Gospodarki Elektronicznej
    https://eizba.pl/najnowszy-raport-e-izby-omni-commerce-kupuje-wygodnie-2021/
  2. Odcinek „041 – Core Web Vitals – co zmieni aktualizacja algorytmów Google?”, w którym rozmawiam z Wojtkiem Haremzą o tym, jak szybkość ładowania sklepu niedługo będzie wpływać na pozycję w Google
    https://marekkich.pl/sztuka-ecommerce/041-core-web-vitals-co-zmieni-aktualizacja-algorytmow-google-wojciech-haremza/
  3. Odcinek „035 – Czy Twój e-Commerce wymaga strategii?”, w którym Paweł Szymoniak opowiada o strategii w e-Commerce
    https://marekkich.pl/sztuka-ecommerce/035-czy-twoj-e-commerce-wymaga-strategii-pawel-szymoniak/
  4. Odcinek „015 – 7 KPI, które powinieneś mierzyć w swoim sklepie internetowym”, w którym omawiam między innymi współczynnik konwersji
    https://marekkich.pl/sztuka-ecommerce/015-7-kpi-ktore-powinienes-mierzyc-w-swoim-sklepie-internetowym/

Transkrypcja odcinka

Mam wrażenie, że wdrożenie sklepu internetowego jest bardzo często nie do końca słusznie łączone z sukcesem.

Z jednej strony rzeczywiście, szczególnie te większe wdrożenia, pochłaniają dużo czasu, energii i przy okazji, a może nawet przede wszystkim pieniędzy. I zdecydowanie fajnie na końcu wcisnąć guzik „start” i zobaczyć, jak te wszystkie grube miesiące pracy przeradzają się w efekt końcowy, który jest gotowy do odbioru wszystkich zamówień, jakie tylko zażyczą sobie złożyć klienci.

Z drugiej strony (i taki jest też mój punkt widzenia), o ile po wdrożeniu na pewno warto, chociaż na chwilę usiąść, popatrzeć na swoje wiekopomne dzieło i z zadumą i łzami w oczach pokiwać głową, no to zaraz potem trzeba wstać, a potem oswoić się z myślą, że prawdziwa praca zaczyna się właśnie teraz. Bo z punktu widzenia biznesu o prawdziwym sukcesie pogadamy wtedy, gdy sklep osiągnie założone cele, czyli mówiąc prościej – będzie generował odpowiednie zyski.

No i statystycznie rzecz biorąc, sporo jest takich biznesów w e-Commerce, dla których droga do sukcesu jest istną drogą przez mękę. Są też takie, które w końcu się poddają i później mówią, że „e-Commerce nie działa w ich branży”.

Oczywiście myślę sobie, że już na etapie 42 odcinka Sztuki E-Commerce wcale nie trzeba nikogo intensywnie przekonywać, że e-Commerce jednak powinien działać dla większości przypadków, a na pytanie „dlaczego mój sklep internetowy nie sprzedaje?” można znaleźć przynajmniej kilka odpowiedzi.

W tym odcinku miałem zająć się wszystkimi popularnymi błędami, które znam. Ale potem pomyślałem sobie, że albo jakoś tę listę ograniczę, albo będziemy ze sobą siedzieli przez cały dzień. No i wybór padł na to pierwsze. Dlatego w 42 odcinku skupię się na tych błędach, które powodują, że użytkownik wchodzi do Twojego sklepu, a potem po niewielkim namyśle wychodzi. Czyli na dobrą sprawę, dlaczego Twój sklep nawet nie daje sobie szansy na sprzedaż.

Zanim przejdę do wyliczanki, to najpierw ważna dygresja.

Zawsze jest dobry moment na spojrzenie na sklep i szukanie miejsca, w którym można coś poprawić. Ale nie zawsze jest tak, że pytanie „dlaczego mój sklep nie sprzedaje?” jest pytaniem słusznym.

Kiedy firma przychodzi do mnie na konsultację, to pierwsze o co pytam, to „czy na pewno Twój sklep nie sprzedaje?”, bo o tym mówi się zdecydowanie rzadziej.

W tym miejscu na chwilę cofnę się do odcinka 015, w którym mówiłem o wskaźnikach w e-Commerce, które warto mierzyć, a szczególnie do współczynnika konwersji. Krótko mówiąc, to jest stosunek liczby zakupów do sesji wyrażony procentowo. To znaczy, że jeśli na 1000 sesji zarejestrujesz 10 transakcji, to Twój współczynnik konwersji wyniesie 1%.

Ta wartość będzie się na pewno różniła w zależności od asortymentu, który oferujesz swoim klientom i modelu w którym sprzedajesz, ale bezpiecznie przyjąłbym, że raczej trzeba się nastawiać na kilka procent. I już, smutna prawda, której nie da się uniknąć, no chyba że masz 100 sesji, z czego większość to Twoi znajomi i rodzina, bo wtedy jest duża szansa, że nie będą chcieli Ci zrobić przykrości i u Ciebie kupią. Ale przy takich liczbach nie ma co się bawić w statystyki.

Więc jeśli nie widzisz jeszcze tych milionów na koncie bankowym, to zanim zaczniemy grzebać w sklepie, warto spojrzeć na ten wskaźnik. Jeśli jest w miarę zdrowy, to w pierwszej kolejności skupiłbym się na zwiększeniu skali, bo może masz po prostu za mały ruch. Inną sprawą jest to, ile ruchu jesteś w stanie w ogóle wygenerować swoim asortymentem. Obydwie te rzeczy warto sobie gdzieś skonfrontować z raportami branżowymi. W skrajnym przypadku może się okazać, że tym asortymentem jesteś blisko sufitu i problem ma zupełnie inne podłoże, niż niefunkcjonalny sklep internetowy.

Są też inne przyczyny tego, że nie sprzedajesz i nie muszą być związane stricte z samym sklepem internetowym. Możesz na przykład mieć całkowicie niekonkurencyjne ceny. Możesz nie mieć żadnych wyróżników oferty albo nieumiejętnie je komunikujesz, mimo że są całkiem fajne. Albo po prostu może masz słabe produkty, których nikt nie chce lub nie potrzebuje?

Więc podsumowując, sklep internetowy warto mieć dobry i nie bez powodu się tym dzisiaj zajmę, ale zanim zaczniesz wydawać pieniądze na zmiany i dalszy rozwój, poszukaj też innych przyczyn dookoła sklepu. Skoro już masz kontynuować wydawanie pieniędzy po wdrożeniu, to zrób to tak, żeby osiągać najlepsze zwroty z inwestycji.

Długi czas ładowania sklepu

To był wstęp i dygresja na całkiem sporą część odcinka. Myślę sobie jednak, że warto było poruszyć ten temat, bo czasami nie ma sensu grzebać w sklepie, poszukując dziur, a ten budżet na grzebanie przeznaczyć na przykład na zbudowanie sensownego ruchu (krótkoterminowo ze źródeł płatnych, a w długiej perspektywie organicznie), albo poprawę współczynnika konwersji działaniami na poziomie strategii e-Commerce.

Teraz czas przejść do meritum, czyli tego, jak sklep sam w sobie może skutecznie utrudniać użytkownikom składanie zamówień. I dzisiaj będzie o samym początku, czyli momencie, w którym użytkownik pierwszy raz wchodzi w interakcję z Twoim sklepem.

To jest dość kluczowy moment, bo na dobrą sprawę masz dosłownie parę sekund krótkiej weryfikacji przez użytkownika, żeby:

  • skategoryzować się w jego oczach, czyli upewnić takiego klienta, że trafił w odpowiednie miejsce
  • przekonać go, że warto brnąć dalej, przeglądać ofertę i decydować się na zakup.

Opowiem Ci o 5 rzeczach, na które warto zwrócić uwagę, żeby to pierwsze wrażenie było dla Ciebie korzystne.

Pierwsza sprawa, to tracenie tych cennych sekund, o których przed chwilą mówiłem, na ładowanie samego interfejsu sklepu.

Jeśli teraz masz dostęp do komputera, to jest dobry moment, żebyśmy zrobili sobie szybki test. Możesz wykorzystać do tego testu nawet stoper, bardziej zaawansowani wykorzystają pewnie konsolę developera przeglądarki, albo po prostu liczyć „na oko”. Wybierz sobie dowolny popularny sklep internetowy, może być pierwszy, jaki Ci przyjdzie do głowy i po prostu go uruchom.

Najprawdopodobniej taki przykładowy, popularny sklep uruchomił się krócej, niż ja wypowiadam to zdanie, czyli tak z grubsza około sekundy, no może dwóch. Dla pewności warto, żebyś wszedł jeszcze na listę produktów i kartę produktu, ale spodziewam się, że wyniki będą być może nieznacznie wyższe, ale z grubsza podobne.

I tego właśnie oczekują użytkownicy – zwyczajnie dlatego, że już wiele popularnych sklepów, czy w ogóle usług w Internecie, zdążyło ich do tego przyzwyczaić. Nawiasem mówiąc, tego samego za chwilę będzie oczekiwało Google, więc nie zajmując się tematem, ryzykujesz podwójnie. Możesz posłuchać sobie poprzedniego odcinka Sztuki E-Commerce, bo tam sporo na ten temat mówił Wojtek Haremza z Grupy iCEA.

Są też oczywiście bardziej konkretne statystyki, które mówią o tym, ile to jest właściwie szybko, czy statystyki, które wiążą kolejne upływające sekundy z porzucaniem witryny. No ale myślę sobie, że nie ma sensu się w nie jakoś specjalnie zagłębiać, bo nie jest to aż tak istotne.

W przypadku ładowania sklepu zasada jest prosta i dużo ważniejsza, niż statystyki – nie ma czegoś takiego, jak zbyt szybko. Jest za to na pewno takie coś, jak zbyt wolno i tutaj przyjąłbym już odważnie poziom powyżej tych 3-4 sekund.

Tutaj oczywiście pamiętaj, że nie dotyczy to tylko strony głównej, która jest najłatwiejsza do optymalizacji, bo można ją praktycznie całą zcachować i ładować jako treść statyczną (przynajmniej w większości przypadków). Z listą produktów, wynikami wyszukiwania i kartą produktu oczekiwania będzie podobnie, a tu jest zdecydowanie trudniej i często trzeba się nagimnastykować. Ale to jest ważne, bo nie masz pewności, w którą stronę trafi akurat użytkownik, więc trzeba optymalizować wszystko. Poza tym rzadko na jednej stronie się kończy, szczególnie na sklepach w branży na przykład fashion, gdzie jedna sesja użytkownika to może być kilkadziesiąt różnych odsłon.

Więc poprawiając szybkość sklepu, zmniejszasz ryzyko, że po minucie ktoś sobie zwyczajnie odpuści, bo interakcja z Twoim sklepem to wieczne oczekiwanie na treści i droga przez mękę.

Czy na pewno jestem w sklepie internetowym?

No i jak już ten użytkownik doczeka się tej treści po pierwszym ładowaniu sklepu, to opowiem Ci jeszcze o drugiej rzeczy, która występuje równie często, co problemy z ładowaniem, a dziwi mnie jeszcze bardziej, bo czasami wydajność sklepu to bardzo złożona sprawa, a w wielu przypadkach możesz mieć na nią tylko pośredni wpływ, a druga rzecz jest relatywnie łatwa, a i tak dużo firm to zaniedbuje.
Mianowicie mówię o sytuacji, w której użytkownik wchodzi na Twój sklep i porzuca go, bo bardzo sprytnie zakamuflowałeś w interfejsie i komunikacji to, że u Ciebie na stronie można też dokonać zakupu.

Ten problem najczęściej dotyka tych firm, które nie potrafią do końca się zdecydować, na którą nogę bardziej postawić – tą korporacyjną czy sprzedażową. Prym wiodą zdecydowanie producenci lub firmy, które mają bardzo rozwinięte portfolio usług.

W takim wypadku (i jest to po części zrozumiałe) firma nie chce dać się zaszufladkować, jako taki wyłącznie „pośrednik w obrocie towarem” i naciska na komunikację usług, wiedzy, profesjonalizmu i różnych innych wartości. I wszystko fajnie, tylko można się zapędzić z takim zabiegiem zbyt daleko i w efekcie stworzyć stronę-potworka, który bardziej wygląda na wizytówkę firmy, niż sklep internetowy.

Inna odsłona tego błędu występuje wtedy, gdy projektant interfejsu trochę się zapomni w swojej twórczości i znacząco odejdzie od standardu, który jest standardem nie bez powodu.

No bo tak na dobrą sprawę, gdyby się zastanowić, to co komunikuje, że sklep internetowy jest sklepem internetowym?

Jeśli wejdziesz na kartę produktu czy listę produktów, to jest w miarę łatwo, bo są tam produkty, ceny i guzik „dodaj do koszyka”. Ale na stronie głównej, czy każdej innej poza ścieżką zakupową?

Na pewno to, co się dzieje w nagłówku – duża wyszukiwarka, koszyk, konto użytkownika. Może jakaś komunikacja wartości typu „darmowa wysyłka od 60zł”. Odpowiednio zaprojektowane menu. Na stronie głównej karuzele produktowe, banery promocyjne, korzyści z posiadania konta w sklepie i tak dalej.

Te elementy już od wielu lat mają swoją określoną pozycję na stronie i najprawdopodobniej innowacji należy szukać gdzieś indziej, niż w przełamywaniu standardów, bo może to powodować niepotrzebne odrzucenia.

Niezbyt estetyczny sklep internetowy

Idziemy do punktu numer trzy, którym jest ogólna estetyka sklepu.

To też jest jedna z rzeczy, na którą zwracam klientom uwagę w pierwszej kolejności, bo jest to jeden z najważniejszych składników budowania odpowiedniego wizerunku w oczach klientów i tym samym budowania zaufania do Twojej marki.

Sprawa jest szczególnie ważna, jeśli celujesz w obsługę klientów, którzy mają bardziej zasobne portfele i najczęściej idące za tym wyższe wymagania. Chociaż prawdę mówiąc, nie szedłbym tym tropem tak do końca, a o estetykę dbał nawet wtedy, kiedy miałbym sklep, który jako jedyny na świecie oferuję daną gamę produktową, bo jest to po prostu profesjonalne.

Mógłbyś ponarzekać w tym miejscu na to, że projekty graficzne są drogie, a budżet nie jest z gumy, ale na szczęście mam też rozwiązanie na tę przeszkodę.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że nie każdy biznes może pozwolić sobie na indywidualne i często drogie projekty graficzne, a potem równie drogie wdrażanie takich projektów, ale uwierz mi – każdy biznes stać na to (albo przynajmniej powinno stać), żeby mieć sklep internetowy, który po pierwsze nie cofa użytkownika do początku wieku (chyba że akurat taki jest zamysł projektanta), a po drugie zwyczajnie nie wieje kiczem i tandetą.

Nie zawsze też rozwiązaniem problemu estetyki musi być jakaś rewolucja. Często wystarczy odpowiednie poukładanie i wyrównanie poszczególnych sekcji sklepu, praca nad czytelnością treści, czy ujednolicenie i podniesienie jakości grafik. I tyle, proste zabiegi, a nagle sklep zyskuje zupełnie nowego oblicza, dużo bardziej profesjonalnego.

Czyli w pierwszej kolejności wystarczy, że pozbędziesz się niedbalstwa, które często lubi się pojawić z czasem w rozwoju, gdzie każdy dorzuca coś od siebie do sklepu, albo na początku w wyniku niechlujnego wdrożenia.

Oczywiście, jeśli Twój sklep powstał faktycznie na początku wieku, to tutaj sprawa się komplikuje i często nawet tak proste, wydawałoby się działania, mogą być problemem nie do przeskoczenia. Myślę sobie jednak, że w takim wypadku prawdopodobnie masz o wiele więcej problemów, niż tylko wygląd sklepu, więc to może być bardzo dobry moment na podjęcie decyzji o redesignie. Ten redesign z kolei nie musi znowu opierać się o dedykowane projekty graficzne, bo w wielu branżach naprawdę wymyślono już prawie wszystko w e-Commerce i są na rynku naprawdę fajne szablony, które z powodzeniem mógłbyś wykorzystać w Twoim biznesie. Niezależnie od drogi, którą pójdziesz, upewnij się, że na końcu jest estetyczny i poukładany sklep internetowy.

To, o czym mówię, możesz sobie porównać do wizyty w sklepie stacjonarnym. Nie każdy sklep będzie Ci się podobał wizualnie, bo jest to kwestia gustu. Jedni lepiej poczują się w antykwariacie, w którym pachnie starym drewnem, drudzy w sklepie z komputerami, a trzeci najlepiej się poczują na czerwonym dywanie w luksusowym salonie.

Ale jeśli w sklepie będzie brudno i bałagan na półkach, to jednak zauważysz różnicę. A im więcej zechcesz wydać, tym te różnice będą bardziej kłuły w oczy.

Słaba wersja mobilna sklepu

A skoro jesteśmy już przy oglądaniu samego sklepu, to następną rzeczą, którą robię podczas konsultacji, jest wejście na stronę w taki sposób, w jaki robi to najczęściej statystycznie już ponad połowa klientów e-Commerce.

Potwierdza to raport Omni-commerce. Kupuję wygodnie 2021 autorstwa Izby Gospodarki Elektronicznej, który wyszedł dosłownie kilka dni przed nagraniem tego odcinka i który podlinkuję do notatek, bo jest naprawdę źródłem bardzo wartościowej wiedzy.

Czyli wchodzę na sklep z urządzenia mobilnego.

Sklep internetowy, który nie jest dzisiaj dopasowany do urządzeń mobilnych, ma dzisiaj bardzo małe szanse na sukces. Kilka lat temu Google nawet straszyło właścicieli stron, że brak responsywności w sklepie internetowym będzie wiązał się z surowymi karami w wynikach wyszukiwania, ale ostatecznie niewiele z tego wyszło.

Dzisiaj nie potrzebujesz wersji mobilnej w obawie przed Google, ale w obawie przed użytkownikami, którzy wchodzą w interakcję z Twoim sklepem z telefonu na każdym etapie lejka marketingowego.

Więc tutaj absolutnie kluczową sprawą jest to, żeby Twój sklep się skalował i robił to w wygodny sposób, to znaczy z zachowaniem użyteczności interfejsu. I znowu podzielę się z Tobą podobną refleksją, co w poprzednim punkcie – większość gotowych szablonów sklepów internetowych całkiem przyzwoicie radzi sobie z wyświetlaniem na mniejszych ekranach, więc znowu – niekoniecznie trzeba inwestować wielkie budżety.

Jeśli z kolei w ogóle prace na frontendzie mogą być udręką ze względów technologicznych, na to też najczęsciej można znaleźć rozwiązanie, na przykład w postaci osobnego interfejsu dla mniejszych urządzeń, co było kiedyś bardzo popularnym rozwiązaniem.

Na szczęście wraz z rozwojem e-Commerce i nowymi wdrożeniami, problemy z urządzeniami mobilnymi wyraźnie zanikają, ale nawet w nowych sklepach zdarzają się kwiatki, które powodują, że użytkownicy dość szybko uciekają z takich sklepów.

Więc pamiętaj – nie daj sobie wdrożyć sklepu, w którym nie da się kupować na mniejszym ekranie, bo uwalisz sobie sporo klientów.

Brak wiarygodności sklepu

Udało nam się w końcu z powodzeniem zakotwiczyć klienta w Twoim sklepie internetowym, chociaż przyznasz, że nie było to proste i po drodze wiele rzeczy może pójść nie tak.

I teraz, gdybyśmy byli w świecie analogowym, to jak już będziesz w takim sklepie, to o ile tylko znajdziesz produkt, który Cię zainteresuje, a cena będzie Ci odpowiadać, to jest spora szansa, że dokonasz zakupu i z zakupionym przedmiotem pójdziesz do domu. Ale nie jesteśmy w sklepie analogowym, tylko w Internecie, a tu jest jeszcze jeden bardzo ważny czynnik, który może wyrządzić duże szkody w motywacji użytkowników do zakupu właśnie w Twoim sklepie.

Wynika to z faktu, że Internet to niekoniecznie jest najbardziej bezpieczne miejsce na świecie, a klienci tak naprawdę niekoniecznie muszą wiedzieć, co dobrego lub złego czeka ich po drugiej stronie monitora.

Dlatego ostatni punkt dzisiejszych porad będzie dotyczył tego, jak wzbudzić zaufanie w użytkowniku, że jeżeli tylko zdecyduje się dokonać zakupu u Ciebie, to na pewno zostanie dobrze obsłużony, otrzyma to, co zamówił i przy okazji cały proces przebiegnie tak, że na koniec będzie miał jeszcze wszystkie włosy na głowie i to jeszcze w pierwotnym kolorze.

Brzydko mówiąc – jeśli chcesz, żeby klient u Ciebie kupił, to musisz mu udowodnić, że nie jesteś firmą-krzakiem, której model biznesowy polega na okradaniu ludzi.

Jedną z form budowania zaufania jest między innymi wspomniana wcześniej estetyka sklepu. Chociaż nie jest to sprawa wystarczająca, bo wspomniałem, że są szablony za 100 dolarów, które naprawdę dobrze wyglądają, a za nimi dalej może stać firma-krzak. Ale na pewno dobrze wyglądający sklep pomaga.

Teraz omówimy sobie inne formy.

Przede wszystkim zadbaj o to, żeby Twój sklep był w porządku od strony prawnej, czyli regulaminów, polityk prywatności, danych firmowych na stronie i tak dalej. Odradzam tutaj zdecydowanie korzystanie z szablonów, bo nie wiesz, czy akurat sprawdzą się w przypadku Twojego sklepu, a nie jest to taka droga impreza, żeby skorzystać z pomocy prawnej. Warto tutaj też pamiętać o tym, że brak wymaganych prawem dokumentów może Cię też kosztować kary, więc tym bardziej warto poświęcić tych parę chwil, żeby od tej strony prawno-regulaminowej być na czysto.

Kolejna sprawa to pokazanie klientowi, że za tym konkretnym sklepem stoi firma z prawdziwego zdarzenia. Tu z pomocą na pewno przyjdą zdjęcia firmy „od środka”, czyli najlepiej takie, gdzie masz przy okazji jakiś towar na magazynie (o ile oczywiście masz). Klienci są na to uczuleni, bo jest sporo sklepów, które w ogóle nie mają żadnego towaru, tylko ciągną bezpośrednio z hurtowni albo z Chin i później taka dostawa trwa tygodniami, a pieniądze już poszły.

Na ten punkt szczególnie zwracam uwagę firmom B2B, bo tam dochodzi jeszcze argument pt. „charakterystyka zamówień”. W przypadku zamawiania towarów na palety, pokazanie, że ten towar akurat fizycznie się ma, czy za tą firmą stoi wielki magazyn, to może być duża przewaga konkurencyjna, bo w ten sposób komunikujesz, że jesteś gotów do odbioru dużych zamówień i rzetelnie je realizujesz.

Jeszcze innym sposobem budowania zaufania jest coś, co ładnie nazywa się społecznym dowodem słuszności. Polega on na tym, że użytkownicy nie wiedząc, jaką podjąć decyzję, podejmują taką, jak cała grupa. Więc jeśli pokażesz swoich zadowolonych klientów, przy użyciu na przykład opinii o Twoim sklepie czy opinii o produktach, czy mierząc zadowolenie z transakcji i komunikując je, to pokazując takich zadowolonych klientów, uwiarygadniasz się w oczach nowych. Dzięki temu klienci pomyślą „hej, skoro inni tutaj kupili i byli zadowoleni, to znaczy, że pewnie warto tutaj kupować”.

No i ostatnia sprawa, pamiętaj o tym, że jest sporo klientów, którzy w razie wątpliwości być może będą mieli pytanie, które chcieliby zadać. Im łatwiej przebrną przez proces zadawania pytania, tym większa szansa na to, że zostaną na dłużej.

Tutaj przydatne będą wszelkie możliwe formy kontaktu – od livechatu z ekspertem po kontakt z różnymi działami w firmie.

I tu z kolei pamiętaj o zasadzie, że jeśli nie będziesz w stanie zapewnić przyzwoitych parametrów w kontakcie (czyli na przykład nie dasz rady szybko odpowiadać na livechat), to trzeba się zastanowić, czy nie zmniejszyć różnorodnych form do jednej, ale takiej, w której będziesz wymiatać. W przeciwnym wypadku osiągniesz efekt odwrotny do zamierzonego.

Podsumowanie

Na koniec jeszcze mała dygresja.

Uważam, że każdy sklep może cierpieć na te problemy, o których mówię, ale konsekwencje mogą być różne. Jeśli jesteś jedynym sklepem w Polsce, który oferuje dany towar, to oczywiście użytkownik jakoś tam się przemęczy z faktem, że musi czekać na każdą podstronę 10 sekund, a Twój sklep wygląda tak sobie.

Jeśli sprzedajesz tanie produkty, to też ta bariera będzie niższa, niż w przypadku luksusowych dóbr, gdzie trzeba przelać na konto sklepu tysiące złotych, bo potencjalne straty, gdyby coś poszło nie tak, też są niewielkie.

Pamiętam, jak kiedyś zepsuł mi się zegarek. Bardzo go lubiłem, więc postanowiłem sobie kupić drugi dokładnie taki sam, no ale pech chciał, że akurat ten model został wycofany ze sprzedaży. W końcu udało mi się go znaleźć w sklepie, który wyglądał jak przeorana wersja demo jakiegoś archaicznego sklepu, którą ktoś sobie zainstalował po to, żeby testować jakieś różne rzeczy i sprawdzić, jak można rozwalić jakiś sklep od środka. Był to bez wątpienia najbardziej ryzykowny zakup, jaki zrobiłem, a zrobiłem ten zakup tylko dlatego, że był to jedyny sklep na rynku, który miał akurat ten konkretny model zegarka.

Swoją drogą z ciekawości przed nagraniem sprawdziłem, jak ten sklep się ma. Okazuje się, że ma się tak, jak miał – i pewnie dalej ma jakieś zamówienia, bo ma dość niszowy produkt.

Dzisiaj trudno być jedynym sklepem z danym asortymentem, więc jeśli nie zadbasz o komfort swoich klientów, to zadba o to ktoś inny.

Czy te 5 kroków wystarczy, żeby użytkownicy kupowali? No oczywiście nie, bo jeszcze nie rozmawialiśmy o samym funkcjonowaniu sklepu, ale o tym opowiem Ci w następnych odcinkach.